Krucjata

I Krucjata

“Bez miecza, ni zbroi, z sercem dobrem jeno wraz z wodzem słowian Bolemirem — Bogu jedynemu wiernym — na misję ruszyłem. Akurat na czas zaślubin trafiliśmy. Powitano nas chłodno, jednak w gościnę zaproszono. Kapłan pogański swe harce odprawował, diabła zapewne wzywając — co żem ścierpiał, jako iż misja ma pokojową być miała. Kiedy jednak błogosławieństwem swem pogańskim dusze pary młodej na męki piekielne chciał skazać — nie zdzierżyłem. Modlitwą się wspierając, którą dla pokrzepienia ku niebu posłałem, bożka pogańskiego chwyciwszy — przewróciłem. Dalej niewiele pamiętam bowiem ciemność jakowaś zapadła. Opowiadali, że to kapłan pogański lagą mnie zdzieliwszy przytomności pozbawił tak, iże jako martwy padłem. Wtenczas kniaź z którym przybyłem na pojedynek pana młodego wyzwał, życia go w walce pozbawiając. Koniec końców jednak zbiec musiał, bowiem sam był, a wojowie z kapłanem swym piekielnikiem na czele nastawać na niego poczęli. Mnie samego poćwiartować chcieli, a członki do Rzymu przesłać, jeno z tarczy na której mnie nieśli do fosy żem spadł, a stamtąd w Bogu mając oparcie ku ziemiom przyjaznym zbiegłem. Bolemir z oddziałem już czekał, by mieczem chrześcijaństwo zaprowadzić. Moi dwaj wierni giermkowie w zbroję mnie zręcznie odziali. Jacek włócznię dzierżąc pleców mych miał pilnować, a do walki się nie zbliżać z racji wieku młodzieńczego, któremu bitwa sroga jeszcze nie pisana. Konrad wojska nasze błogosławił i poległym, a rannym posługę miał dawać. W taran zaopatrzeni na gród ruszyliśmy, choć jeno garstka nas była. Na nasz widok w grodzie popłoch i zamęt zapanował, lecz nim dotarliśmy pod palisadę — bramę zawarto. Grad strzał nas powitał, te jednak od tarcz i hełmów się odbijały krzywdy nikomu nie przyniósłszy. Taran w ruch poszedł i brama grodu padła pod jego ciosami. Obrońcy nic do stracenia nie mając z furią wielką na nas naparli tak, iże cofać się poczęliśmy. Ciosy mieczy po hełmie jeno mi dzwoniły. Trup ścielił się gęsto. Cofając się przed srogim naporem obrońców co i rusz ciała poległych przyszło mi przekraczać. Jeszczem ujrzał jak błękitny płaszcz kniazia wśród pogan zawirował, nim na ziemi zległ. Pokój duszy jego. Tako sam ostałem, za plecami wiernych giermków jeno mając. Zaprawdę sam zlec obok krzewicieli wiary chciałem, lecz zaszczyt ten na później musiałem sobie ostawić. Oto wieść trzeba było w świat ponieść o tym ośrodku bezeceństwa i rycerstwo krześcijańskie na wielką krucjatę zebrać. Odwrót zarządziłem — zemstę, a powrót przyrzekając.”


Spisał brat Boguta
Rycerz Szpitala Jerozolimskiego Komadorii Podlaskiej

 

"I takoż na przeciwności nie zważając zbrojnie pod wałami grodu się stawiłem, by przysięgi dopełnić. Serce me zadrżało, kiedym ujrzał jak niewielu mężów na wezwanie odpowiedziało. Oto przybyli templariusze — wojownicy srodzy i niezawodni, pan Galahad wraz z pocztem i niespodziewanie dla wszystkich wojowie z Rusi zacnie zbrojni. Nieliczna gromada, lecz za to w bojach zaprawiona. Piątek cały pod wałami grodu obozowaliśmy do walki się w spokoju sposobiąc i z nadzieją jeszcze na traktach sojszników wygladając. Słowianie tymczasem widząc nasze nieliczne szeregi wielką ucztę wydali i do nocy późnej ich śmiechy i śpiewy słyszeliśmy — tako zwycięstwa byli pewnie i lekce nas sobie ważyli. A z gwaru zdało by się, że ich tysięcy parę na grodzie siedzi. Przeto ku pokrzepieniu serc wspominaliśmy bitwy dawne, kiedy to nie liczebność o losach walki zaważyła. Dnia następnego w spokoju i ciszy w pancerze się odziawszy pod wały ruszyliśmy. Dowodził nami templariusz w bojach wprawiony — brat Arkady. Skwar lał się z nieba, lecz za nic to mieliśmy. Doszliśmy. Szczęk oręża, krzyki umierających, ciała osuwające się do fosy, pot oczy zalewający. Szczątki tarcz w powietrzu fruwały, hełmy druzgotane były. Komu broń w ręku pękła, ten ułomkiem walczył. Kto padł z ran, czy zmęczenia, ten był tratowany. Słowianie liczebnością górowali, my zaś uzbrojeniem godniejszym i pancerzami mocniejszymi. Walka przeto ciężka i długa była. Opór obrońców w końcu osłabł i wtedy do grodu wedrzeć się nam udało. To co się potem działo walką nie godzi się nazwać. Obrońcy pierzchli, wrzask ich kobiet do niebios uleciał, a rycerstwo w milczeniu grobowym jeno ramiona zbrojne unosiło i opuszczało, kolejny żywot przerywając. Na koniec cisza zupełna zapadła. Zwycięzcy zmordowani żniwem krwawym pośród ciał na ziemi siedli, by wytchnienia zaznać. Sztandary nasze na bramie grodu załopotały. Jeno jedna kobieta cudem jakowymś przeżyła. Chrzest przyjąć się zgodziła, czym życie swe zratowała. Pomimo zmęczenia miejsce śmiercią naznaczone opuścić jak najszybciej postanowiliśmy. Kędyśmy w kolumnie wracali, zbyt zmęczeni by ze zwycięstwa się cieszyć, nagle wrzask się podniósł. Kiedym dobiegł pan Galahad już na ziemi leżał z brzuchem skrwawionym, a nad nim z nożem w ręku stała owa oclała kobieta. O zemście na swym mężu coś bełkotała, oczami dziko przewracając. Pochwycono ją szybko, choć oporu wcale nie stawiała. Pan Galahad, rycerz znaczny, w tyluż bojach śmiało sobie poczynający. Przeznaczone mu było w bitwie od miecza, alibo topora chwalebnie zlec. A oto z rąk kobiety i to od ciosu nożem żywotu dopełnił. Hańba po dwakroć. Gniewem wiedzeni dziewkę spalić postanowiliśmy. Templariusze wszystkiego dopatrzyli i nieszczęsna wkrótce na stosie wśród dymu i ognia znikła. Jej wrzask długo nasze uszy świdrował. Stojąc nad ciałem pana Galahada litości w sercu jednak nie znalazłem.

Spisał brat Boguta
Rycerz Szpitala Jerozolimskiego Komandorii Podlaskiej
(Bractwo Fortis)

 


 


 


 

Krucjatę poprzedził cykl “Spotkań z Żywą Historią” realizowanych przez załogę grodu w Wólce Bieleckiej aż do finałowego widowiska w dniu 01 Lipca w sobotę w godzinach od 15 do 19.
 

Powrót do góry strony

II Krucjata

Powrót do góry strony